otwieram okno zamiast wiatru do mieszkania wpada samotność z zimnymi dłońmi i smutnymi oczami nie wiem jak być wystarczająco silną by zwalczyć w sobie strach przed przyszłością bez ciebie
białe marcowe słowa przychodzą znienacka gdy mówisz wierszem o miłości do mnie to wiosna przynosi szczyptę odwagi by posmakować chwile posypane szczęściem dotykasz serca dłońmi muskasz niczym skrzydłami motyla to nie sen choć płyniemy delikatnie jak jedwab zielonymi ścieżkami do serc
kiedy opadnie mgła zostanie tylko kilka małych tęsknot zapomnianych przez deszcz bo ja wciąż drążę korytarze przeszłości zamieniłam słowa na sny które wciąż gubią się w płatkach wiosennego śniegu czekam aż palce przestaną drżeć i pewnie musną szczęścia które wciśnie się w linie papilarne na zawsze
chciałabym odczarować chwile przykryte warstwą kurzu i kłamstw noc nie przyniesie spełnienia a jutro znów spotkam cię przypadkiem na ulicy brudnej i złej nawet spojrzenia padają tam gdzie ich nie widać żadne słowo nie naprawi przeszłości magia stopniała wraz ze śniegiem on był sensem utrzymywał świeżość lecz tuż pod nim czaiła się prawda
odnalazłam sens w byciu tam gdzie śpią domy a ludzie snują własne opowieści na temat nieużytków w których umierają dusze zawieszenie daje się we znaki gdy drzemie wnętrze skóra szuka promieni słońca błękitu nieba zostanę aż zrozumiem kim jestem
zaspany czas znów podziurawił wieczność gdzie kobiecość chwyta w dłonie to co niezauważalne żadne monety dziś nie mają wartości bezużyteczne spadają pod nogi mężczyzn delikatność zostawiła po sobie niewielki rys bo życie każe być twardą z dziećmi pod pachą czy z bronią w ręku niby inaczej a zawsze tak samo
marcowe poranki budzą słońce które jasnymi promieniami woła wiosnę jeszcze parę dni i sen się rozjaśni wstaje nadzieja na ciepło w sercu i za oknem zdj.własne - marzec 2024