świtanie wchodziło w krew razem z ciszą przesiąkniętą twoimi dłońmi parujące i coraz mniej nieśmiałe kreśliły nowe ścieżki na mapie spoconej skóry wierszowanie wspólnych słów i myśli powodowało drżenie aż poduszki przestały oddychać blask słońca rozwiewał resztki niedokończonych dotknięć czekających na ponowne rozbudzenie zmysłów słodkie trwanie między wspólnymi oddechami z każdą chwilą nabierało rumieńców